<< POWRÓT
(2008-08-28) Tym razem na pieszo….
Nasza trzecia wyprawa na wyspę Chilwa, zakończyła się nieoczekiwanym spacerem w końcowym etapie podróży. Ponieważ nie było łódki do przepłynięcia bagien, zostawiliśmy nasze bagaże przy samochodzie a sami ruszyliśmy w dalszą drogę. Najpierw było bardzo optymistycznie, chociaż ostra trawa raniła nam nogi. Ale przy najgłębszych miejscach odeszła nam nawet ochota na zrobienie zdjęć, gdy woda sięgała do piersi a grząski grunt nie dawał możliwości normalnego marszu. Ale pokonaliśmy bagna w ponad półtorej godziny a potem jeszcze prawie godzinę drogi do kaplicy i w tym czasie nasze ubrania wysychały na nas. Gdyby tak trzeba było iść każdego dnia to raczej nie byłoby do śmiechu, a tak raz na jakiś czas, można bagna pokonać z uśmiechem. Zapraszamy na bagna…